Czas leci tak okrutnie szybko.. Nawet nie zauważyłam, że minęło praktycznie pół miesiąca od ostatniego wpisu. Dzieje się dużo, szybko, intensywnie. Przez trzymiesięczne (ponad!) wakacje zupełnie zapomniałam jak się studiuje.. Cudownie rozleniwiona, czytająca tylko to co chce i kiedy chce, błogo i nieśpiesznie, delektując się codziennością.. No more. Intensywność życia na wysokich obrotach uzależnia tak bardzo, że teraz nawet ciężko mi sobie wyobrazić powrót do „wakacyjnego” trybu funkcjonowania. W ogóle wydaje mi się, jakbym była tu już co najmniej rok.
Miasto mnie wciąga, fascynuje, potrafię włóczyć się po nim godzinami.. To zdecydowanie nie ułatwia mi studiowania. Moim nowym hobby są spontaniczne wycieczki miejskie w poszukiwaniu modernistycznej architektury i innych ciekawych miejsc. Czasochłonne i wyczerpujące zajęcie, ale satysfakcję mam olbrzymią. Przeżywam także ponowną fascynację, chwilowo przeze mnie zapomnianym Bauhausem. Miewam także architektoniczne orgazmy wielokrotne, he! Na przykład ostatnio odkryłam zupełnie nieprzeciętne, niesamowite osiedle, jak na moje oko z lat 20. Totalnie odjechane, surowe i jednocześnie organiczne formy, asymetria i kontrasty w tkance architektonicznej. Dwa zupełnie różne, przenikające się światy – fantazji i funkcjonalizmu. To nie mogło powstać nigdzie indziej.
To w tym mieście jest niesamowite, że nie wiesz nigdy co spotkasz na swej drodze.
Dziś tak jakoś nie mogę ładnie pisać, wydaje mi się, że nie potrafię sklecić zdania...
Jest 2 w nocy a ja cierpię na bezsenność spowodowaną nadmiarem pracy, o której nie mogę przestać myśleć. Stresować się będę do piątku, bo wtedy zrobię z siebie idiotkę przed porządną grupą native speakerów, którzy będą mieli nieszczęście wysłuchać mojego referatu dotyczącego abstrakcyjnego ekspresjonizmu. Na pohybel Rosenbergowi i Greenbergowi! (krytycy sztuki i teoretycy którzy mieli czelność popełnić teksty, które teraz muszę trawić w oryginale – historycy sztuki wiedzą o czym mówię!).
Ciągle nie zaczęłam pracy nad mgr, bo ciągle muszę się zajmować problemami zbliżonymi do przedstawionych powyżej. Paranoja! Przybyłam tu by znaleźć architekta mojego dworca a paradoksalnie kompletnie nie mam na to czasu..
Uczęszczam na kurs języka niemieckiego i niedługo będę mówić po polsku z akcentem, jaaa naturlich! Tak oto się germanizuję, niczym Wanda co nie chciała Niemca.
Ale spokojnie, party też mnie nie omijają, nie żebym tylko siedziała na tyłku i kuła niemiecki.. Nie nie nie.. Ostatnio w mieszkaniu wysiadło na jakiś czas ogrzewanie, co oczywiście zmuszało nas do codziennego picia w celach wytworzenia ciepła, a więc celach wyższych. Ale cele niższe też są niczego sobie. Na Halloween Party, gdzie byłam przebrana za młodego paryżanina, francuza Francois, oraz gdzie przewinęło się jakieś z 80 osób (ludzie przychodzili z ulicy, drzwi nie były zamknięte) wypiwszy uprzednio wino za 1 euro padłam zupełnie w celach niższych. Oj tam.
Mam trzy problemy: fajki (nie mogę rzucić), zbliżające się bankructwo i tęsknota za S.
Dziś byłam dla niego trochę niemiła, więc publicznie przepraszam. Za kilka dni osobiście! :-))))) Ale mega!!! M!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz