wtorek, 23 listopada 2010

Dziś rocznica moja i S. Spotkaliśmy się przypadkiem, przypadkiem się w sobie zakochaliśmy (miało być "jednonocnie"), przypadkiem zaczęliśmy się kochać. Wszystko rozwijało się w swoim tempie, rozkwitało delikatnie, nieśpiesznie, delektując się samym tym procesem. S. nauczył mnie kochać.
Dostałam dziś "opieprz" od mojej przyjaciółki, że za rzadko piszę, a już w ogóle nie poruszam wątków architektoniczno-modowo-designerskich, jak miałam zamiar na początku. Owszem, trochę przerobiłam bloga na mój "diary" przeżyciowo-berliński. Stało się to trochę wbrew mej woli, gdyż normalnie będąc raczej gadatliwą osobą, w Berlinie nie miałam (i nie mam) osoby do "wygadania się" w swoim własnym ojczystym języku. Także funkcję tę przelałam niejako na tego bloga, z którym nawiązałam relację intymną i obawiam się, że nie będę w stanie już z niej zrezygnować.
Brak czasu nie pozwala mi na regularne pisanie (hmmm... a może zła organizacja czasu?) , w każdym razie postaram się czynić to bardziej regelmassig (że zaszpanuję niemieckim).
Blog totalnie nieintymny powstanie mam nadzieje niedługo. Chcę na nim przedstawiać to, co mnie inspiruje, rozwijać swoje zainteresowania itp. Problem polega na tym, że za dużo rzeczy mnie inspiruje, nie mogę się skupić ani na architekturze, ani designie, ani sztuce ani modzie. Obawiam się, że kompilacja wszystkich wątków może być nieczytelna.

Od wczoraj czynię postępy w zbieraniu materiałów do pracy mgr. Na razie zbieram materiał ikonograficzny (bujny) i wzięłam się za tłumaczenie reformy mieszkaniowej w Niemczech z 1900 roku. Dzięki temu przyznaję bardzo przydatne słówka , jak na przykład: modyfikacja do ustawy, czy ustawa regionalna o odszkodowaniach za mieszkania (jedno słówko!!!) a także urząd opieki społecznej (kiedyś się może przydać).

Tymczasem polecam piosenkę z najbardziej znanego Musicalu o Berlinie (granego bez przerwy, od 1985 roku - czyli jeszcze w zupełnie innej, komunistycznej rzeczywistości) "Linie 1". "6 Uhr 14 - Bahnhof Zoo" aus dem Berlin Musical: Line 1 .Najbardziej podoba mi się jak kobitka śpiewa "Ich bin in Berlin" lub "Die Luft von Berlin" - dla tych wersów naprawdę warto posłuchać. No i można się wczuć w klimat lat 80:-) a wtedy w Berlinie żyli i Dawid Bowie i Nick Cave.. ahhh.. die Luft von Berlin... chyba zaraz otworzę okno...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz