sobota, 20 listopada 2010

sweet november

Architektura, sztuka, design, moda, filmy. S. Studia, przyjaciele, języki, podróże, ćwiczenia, zakupoholizm, uzależnienie od Seksu w wielkim mieście, fejsbuka, modowych blogów i butów. Niedługo jeszcze praca czy praktyki. Dostojewski i Vouge, Eco i Elle. Do tego wszystkiego jeszcze architektura dworców kolejowych i polityka mieszkaniowa w Prusach. Robię dużo rzeczy i jestem fajna. Ale ile z nich robię dobrze? Nie za bardzo się rozdrabniam? Należę do osób, którym nie za bardzo wychodzi skupianie się na więcej niż jednej rzeczy. Doba powinna mieć 48 godzin albo ja mogłam się urodzić 29 lutego, wtedy wyrobiłabym się ze wszystkim. Tylko nie za bardzo wiem, czy w życiu chodzi o to, żeby „wyrobić się ze wszystkim”.
Zaczęłam się niepokoić, gdy z zamiarem pójścia do archiwum na chwilkę zboczyłam z trasy (za namową mojego nowego współlokatora- też zakupoholika) i na caluśki dzień przepadłam w sieci sieciówek, butików, vintage shopów i second-handów. To był mój koniec życia intelektualnego tutaj. Oczywiście mam wielką nadzieję na powrót mocy mojego umysłu i sprofanowanego intelektu (mgr leży i kwiczy a wszak sama się nie napisze) ale i tak mam totalny odlot spowodowany moim nowym, bardzo wysokim, niepraktycznym i ekstrawaganckim obuwiem (naprawdę powinno być to stosowane przy leczeniach narkotykowych uzależnień..)

Miałam także zaszczyt sprawdzić niemiecką służbę zdrowia, a jakże by inaczej, wylądowałam w Krankenhausie:-) Nic poważnego, nerwoból ręki, ale bolało jak cholera trzeba przyznać. Tym niemniej design mnie zaskoczył -wyglądało lepiej niż w Leśnej Górze, ściany w kolorze cappucino, w wazonach „niesztuczne” kwiaty, zapach delikatnie pomarańczowy a pielęgniarka zrobiła mi kakao. Aż żal mi się zrobiło, że nie jestem obłożnie chora.
Podobnie składam hołd ludziom pracującym tu w bankach. Albo są najlepszymi aktorami świata, albo rzeczywiście kochają swoją pracę i obsługę totalnie roztrzepanych klientów.

Mieszkam aktualnie na Spandau, dzielnicy trochę na uboczu Berlina (coś jak Psie Pole we Wrocławiu). Kiedyś Spandau było osobnym miasteczkiem, zostało wcielone do aglomeracji w latach 20. XX wieku. Ma swoją starówkę, trzy gotyckie kościoły i renesansową cytadelę – w ogóle nie czuć wielkomiejskości Berlina. Takie miasto w mieście – dziwny twór, ale podoba mi się. Jest cicho! To dla mnie nowość, ponieważ w dzielnicy tureckiej miałam TVN24 za domem. Do centrum jadę pół godziny- jak na Berlin to naprawdę niedługo, pamiętam jak zmierzałam kiedyś na Weisensee (dzielnica na południowym-wschodzie) dwie i pół godziny...

Spędziłam z S. cudowny tydzień. Nie zwiedzaliśmy za dużo, nie odkrywaliśmy miasta codziennie. Odkrywaliśmy za to siebie na nowo. Zajebiste uczucie. Pojechał tydzień temu, a mnie się wydaje, że nie widziałam go już z dwa miesiące. Nie mam go na co dzień i tęsknię okrutnie. Zaczęłam oglądać smutne filmy o miłości. I potem dręczę S. łkając do telefonu: „ale my tak nie będziemy, prawda?” albo „proszę powiedz, że my też tak będziemy”. Zaczynam się zastanawiać, cz w  poprzednim życiu byłam Brook z "Mody na sukces" albo inną Luz Mariją... To takie do mnie niepodobne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz