Tak, każdemu potrzebny jest taki weekend poświęcony cudownemu "nicnierobieniu":-). Takoż spędzam właśnie ten weekend. Martwię się tylko moim zegarem biologicznym, który uległ całkowitemu przekierowaniu. Nie śpię w nocy (tzn kładę się koło 5) i śpię do 16. Nie widuję słońca i mam wrażenie, że żyję w permanentnej nocy polarnej.. A to chyba nie ten południk (czy tam równoleżnik)..
Bilans tego weekendu:
-około 10 nowych makijaży (i totalny ból twarzy)
-około 20 godzin spędzonych przed komputerem
-obejrzane 4 odcinki Sex and the City i jeden film (Sweet November)
-zjedzone 3 pizze, 6 gofrów i 2 jogurty
Gdyby moje życie wyglądało tak na co dzień, byłabym pewnie bliska popełnienia samobójstwa. Aleeee teraz jestem zrelaksowana, rozharmonizowana i w ogóle nie mam żadnych wyrzutów sumienia z powodu nie ściągania pidżamy przez cały weekend:-)
Od jutra znowu się zabieram za siebie, nie ma takiego bicia!
Jeszcze moje przemśleniowe dygresje.. Zdecydowanie uważam, że to co się dzieje w naszym życiu kształtuje nas. Stajemy się inny pod wpływem jakichś relacji, jakichś wydarzeń. Nasza osobowość zostaje nam dana, ale charakter możemy kształtować (w właściwie jest on weryfikowany przez życie - trochę poza nami). Wszystkie głębsze relacje w moim życiu odcisnęły jakieś piętno na mnie. Dodały bagażu (mądrości, głupoty - różnie) który teraz muszę ze sobą taszczyć. Zastanawiam się tylko, czy przeszłość musi wpływać na teraźniejszość? Czy jest możliwe zacząć wszystko od nowa? Czy istnieje tabula rasa?
Jeśli porównać życie np. do książki, a różne etapy życia do jej rozdziałów - tabula rasa nie jest możliwa. Bo przecież wszystko wynika z siebie. Chyba. Planujemy przyszłość - czy możemy to robić skoro i tak przeszłość wpływa na teraźniejszość?
Ale to pokręcone. Chyba lepiej just relax i nie przejmować się za bardzo ani przeszłością, ani przyszłością. Żyć tu i teraz i nie zastanawiać się czy skąd co wynika. Takie "złotośrodkowe" jest moje zdanie. Bo przecież każdy pisze swoją własną historię... I każdy sam powinien określać zasięg wpływów swojego "archiwum życiowego" (brzmię patetycznie, wiem... w każdym razie zamiarem było osiągnięcie efektu lekko ironicznego). Nie warto tracić wspomnień, nawet tych złych, ale nie warto też przejmować się nimi - w mojej opinii nadchodzące dni, nowe wydarzenia, niewiadoma i tajemniczość przyszłości, rekompensują wszystko:-) wyznaję zasadę: nowy początek - nowe buty:-) wolę trywialna niż zgorzkniała:-)
Dla S: kocham i uwielbiam wszystko co stworzyłeś, tworzysz i będziesz tworzył:-***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz